Jest to opowiadanie, które jest owocem spontanicznej kolaboracji. Agnieszka napisała któregoś dnia opowiadanie, które mnie zainspirowało aby je rozwinąć.
(wstęp - Aga)
Kiedy ludzie byli jeszcze niemi i nie znajdowali słów, w których mogliby zamykać swoje myśli przez określenie, wszystko było żywe i nieskończone. Pejzaże sięgały tylko tam, gdzie człowiek mógł umieścić swoją stopę i gdzie dłonie mogły namacalnie badać struktury słojów drzewnych; soczystych wgnieceń gliny; garbatych wybrzuszeń kredowych skał; ostrych krawędzi chmur i gorąco-miękkich promieni słonecznych. Można było w niczym odnaleźć bezkresność czasu; bajkowe barwy pustki; kryształowo czystą próżnię, w której nikt się nie gubił. A najciekawsze było to, że ludzie byli jak instrumenty potrafili wydobywać z siebie melodie. Zamieszkiwały w nich gasnące poświaty pieśni; sonaty kwiecistych melancholii; rozświetlone refleksy arii; dźwięczne korytarze złowrogich preludii; pasjonaty serc; mosiężne i ostre altowe wzniesienia; ciężkie, twarde i basowe szczeliny powietrznych nut; kasztanowe i mgielne jak wiatr poezje piosenek miłosnych; smutki słodkie jak malinowe klucze wiolinowe...
Ale jak to w bajkach bywa pojawił się razu pewnego złośliwy i chciwy chochlik, któremu nie podobało się, że musi się dzielić melodiami z innymi. (Ponieważ melodie wypuszczane przez serce zaczynały żyć własnym życiem i cieszyć uszy potoku, w którym się poiły, radować oczy przydrożnych leszczyn, przy których cieniu odpoczywały, zmęczone wędrówką...) Chochlik postanowił po prostu, że ukradnie ludziom dar grania na sobie i w sobie. I zrobił to (a jakże!). Od tamtej pory ludzie nie mogli już śpiewać i dawać światu swoich pieśni. Zaczęli natomiast wzdychać: och...ach...ech...Z czasem wzbogacili swój zasób liter. Tak powstał język.
Ludzie jednak wciąż w głębi duszy pamiętają, że są instrumentami. Zdarza im się nawet zagrać jakąś melodię w duecie, nie fałszując przy tym, nie depcząc sobie po stopach i nie potykając się o niezgrabne nuty.
Minęły eony zanim Chochlik zrozumiał swój błąd, nie należał on bowiem do najbystrzejszych chochlików. Zamknąwszy Melodię Świata w martwej próżni przeoczył fakt że sam nią też się nie nacieszy. Oczywiście na bardzo długo wystarczała mu świadomość że pozbawił ludzkości czegoś drogiego.
A Melodia Świata nuciła smutną, więzienną piosenkę której nie było słychać poza murami dźwiękoszczelnej próżni.
Ludzie jednak nie próżnowali. Mając do dyspozycji słowa i liczby stopniowo osiągali coraz wyższy poziom rozwoju techniki. Aby odebrać Melodię Świata, bez której egzystencja aczkolwiek możliwa była jedynie wyblakłą namiastką tej pierwotnej, najwybitniejsi naukowcy oraz inżynierowie przez pokolenia powoływani byli do pracy nad znalezieniem sposobu jej przywrócenia. Po stuleciach został odkryty i sformułowany wręcz niezawodny Projekt. Niestety przez kolejne kilkadziesiąt wieków był jedynie wybiegającą w przyszłość mrzonką zrozpaczonej ludzkości. Trzeba było cierpliwie czekać aż technologia dogoni marzenia. Gdy ten moment nadszedł rozpoczęto pracę nad Syrenoidą którą po precyzyjnej i mozolnej konstrukcji bezzwłocznie wysłano aby stawiła czoła Chochlikowi. A było to czoło imponująco wypolerowane.
A Melodia Świata nuciła smutną, głuchą piosenkę.
Należałoby tu podkreślić, iż pomimo braku samej Melodii, jej wyobrażenie pozostało w pamięci ludzi i całej przyrody. Można by porównać ślady po gwałtownym zniknięciu melodii do negatywu pojawiającego się na siatkówce po chwilowym zerknięciu na Słońce. W przypadku melodii było bardzo podobnie. Jej raptowne zniknięcie pozostawiło pustkę którą z czasem najzdolniejszym kompozytorom udało się częściowo zinterpretować, po czym wraz z najwybitniejszymi pozytywistami odtworzyć w języku matematyki.
Do pamięci Syrenoidy została wprowadzona cała wiedza o Melodii. Jej aparat twórczy został wyposażony we wzmacniacz pamięci. Potencjał wzmacniacza pamięci został skonstruowany w bardzo szczególny sposób. Posłużono się do jego wykonania translatorem abstrakcyjnym. Za pomocą tego instrumentu moc światowej rozpaczy spowodowanej zniknięciem Melodii została przetworzona na potencjał wzmacniacza pamięci aparatu twórczego Syrenoidy. Nie zgubiliśmy się?
A Melodia Świata trwała w nadziei.
Z takim właśnie orężem twórczości w układach scalonych Syrenoida została zdalnie wysłana na krucjatę przeciwko Chochlikowi.
W tym właśnie czasie melodyjny celnik zastanawiał się nad tym gdzie by jeszcze można sprzedać kopniaka już leżącemu Światu. Był już bliski ułożenia oryginalnie perfidnego planu gdy zdał sobie nagle sprawę że dzieje się z nim coś dziwnego. W pierwszej chwili wydało mu się że to jakiś zawrót głowy dopóki nie uświadomił sobie że już podobnego wrażenia kiedyś doświadczył.
„O zgrozo! To przecież Melodia!! Ale, jak to?"
Chochlikowi oczywiście nie należy się żadne wytłumaczenie, ale czytelnikowi, to co innego. Syrenoida ustawiwszy się za Słońcem zaczęła robić to do czego była zaprogramowana najlepiej - śpiewać. Ale, jak to? Zapyta czytelnik tej relacji, jak echo powtarzając za Chochlikiem. Otóż i to zostało genialnie przewidziane oraz precyzyjnie dopracowane. Improwizacyjny śpiew Syrenoidy pędził falami elektromagnetycznymi przez próżnię tak szybko jak się chyba da, po czym natrafiając na poniekąd niedaleki od próżni umysł Chochlika wprowadził jego neurony w rezonans. Już chyba nie trzeba tłumaczyć rezultatu interpretacji tych drgań neuronowych przez wewnętrzne ucho Chochlika.
Bez chwili namysłu, co się często jemu zdarzało, Chochlik postanowił odkryć źródło pieśni. Dodatkowo drażniła go myśl że coś przeoczył podczas swojej pierwotnej grabieży. Zlokalizowanie było możliwe dzięki spolaryzowanej naturze fal niosących zakodowany śpiew Syrenoidy.
A Melodia Świata dryfowała bezradnie w morzu próżni.
Gdyby po tym wszystkim co wkrótce nadeszło Chochlik mógł ponownie zastanowić się nad wszystkimi motywami kierującymi jego chęcią odkrycia źródła pieśni zauważył by pewnie że poza rozdrażnieniem i ciekawością było coś jeszcze. Niestety był zbyt pochłonięty nadzieją kolejnej zdobyczy aby zauważyć że Syranoida zawładnęła jego wolą.
Po zbliżeniu się do Słońca na tyle że niektóre odleglejsze fale korony zaczęły lizać jego pierś, Chochlik zaczął okrążać gwiazdę aby odkryć źródło śpiewu które z jego perspektywy najwidoczniej musiało znajdować się po drugiej stronie.
Tutaj właśnie został zastosowany fortel Myszkoteskiej, twórczyni Teorii Zabawy. Teoria ta z czasem stała się integralną częścią Wielkiego Projektu, którego uwieńczeniem, jak już wiadomo, była konstrukcja Syrenoidy. Myszkoteska sformułowała śmiałą tezę przewidującą ogromne możliwości w poczynaniach Syrenoidy dzięki percepcyjnym ograniczeniom Chochlika. Nadzieją filozofów było że właśnie te ograniczenia, odpowiednio wykorzystane przyczynią się do jego zagłady. Należało by tutaj wspomnieć że twórczyni teorii Zabawy dokonała w swoim czasie niemalże rewolucyjnych odkryć w dziedzinie chochlogii. Fortel polegał na nieustannym przemieszczaniu się Syrenoidy tak aby stale znajdowała się dokładnie po przeciwnej stronie Słońca co Chochlik.
W połowie czterysta siedemdziesiątego dziewiątego okrążenia gwiazdy. Chochlikowi ponownie zaczęło dokuczać drażniące wrażenie że coś umknęło jego uwadze. Doszedł do wniosku że to jednak nie możliwe. Przecież przez cały czas śpiew wyraźnie dochodził z kierunku Słońca, co ewidentnie wskazywało na to, że źródło znajdować się musiało...Eureka! W centrum gwiazdy! Chochlik był równie dumny z tego odkrycia jak i zawstydzony faktem, że zajęło mu prawie czterysta osiemdziesiąt okrążeń, aby je sobie uświadomić. Zadowolony z siebie bezzwłocznie dał nura w otchłań kipieli termojądrowej. Nietrudno się domyśleć że od tej chochliczej dedukcji było uzależnione powodzenie Fortelu Myszkoteskiej .
Będąc istotą pozbawioną jakichkolwiek uczuć Chochlik nie czul stopniowo topniejącej skorupy swojego ciała. Może jeszcze by się zreflektował widząc swoje parujące kończyny, ale oślepiający blask gwiazdy mu to uniemożliwił.
Ostatecznie można by Chochlika nazwać szczęściarzem, ponieważ okoliczności sprawiły że przegapił moment przejścia w niebyt. Otóż chwilę przed całkowitym wyparowaniem nie zdawał sobie sprawy z nadchodzącego zagrożenia. Z kolei tuż po, już go nie było, aby mógł sobie uświadomić, co się z nim stało.
Syrenoida po wykonaniu swojej powinności zwabienia Chochlika w głębiny morza ognia uwolniła Melodię Świata.
I tak do dziś ponownie obecna jest wszędzie. Ludzie niestety po długoletnim przywyknięciu do słów zapomnieli jak się nią posługiwać. Jest jednak garstka tych, którzy za jej pomocą potrafią się komunikować. Ta zdolność wyróżnia ich od reszty i przez to zostali nazwani muzykami.
Kwiecień 2003